Kiedy byłam nastolatką, grałam na gitarze klasycznej w ognisku muzycznym. Zdarzało mi się występować w konkursach muzycznych. Pamiętam radę, jaką dawał mi mój nauczyciel za każdym razem, kiedy miałam wyjść na scenę: „najważniejszy jest dobry początek i koniec”. Chodziło mu o to, że widowni i jurorom najbardziej zapadnie w pamięć to, jak rozpoczęłam utwór, oraz jak go zakończyłam.
Lata później przypominam sobie tę radę w kontekście wychowywania dzieci. A raczej jej część – o tym, jak ważne jest dobre zakończenie. W terapii metodą behawioralną mówi się o tym, że należy zakończyć sesję terapeutyczną „na sukcesie”. O co w tym chodzi i jak można przełożyć to na codzienność rodzica pragnącego pomóc swojemu dziecku w przezwyciężaniu małych i większych trudności?
Zarówno terapia behawioralna jak i Wychowanie przez wzmacnianie bazują na odkryciach psychologii zachowań. Już dawno temu naukowcy odkryli i nazwali zależności rządzące kształtowaniem się zachowań człowieka (i nie tylko). Jednym z głównych takich mechanizmów jest wzmacnianie pozytywne. Jest to korzystna konsekwencja danego zachowania, która sprawi, że będziemy chcieli zachowanie to powtórzyć w przyszłości (oczekując, że konsekwencja pojawi się znowu).
Wiedza o tym, jak prawidłowo wzmacniać deficytowe zachowania może przydać się nie tylko terapeucie. A jedną z zasad wzmacniania jest: pozwól dziecku zakończyć czynność sukcesem!
Jako rodzice mamy wiele oczekiwań wobec naszego dziecka. Chcielibyśmy, żeby zjadało cały posiłek, samo się ubierało, sprzątało pokój, żeby czytało książki i odrabiało zadania domowe. Często mniej lub bardziej świadomie naciskamy na dziecko, aby te oczekiwania spełniało. I równie często nasza niecierpliwość w oczekiwaniu na rezultaty obraca się przeciwko nam.
Oto przykład, jak można sobie strzelić w stopę mając bardzo dobre intencje. Mój syn jako czterolatek miał bardzo wybiórczą dietę. Choć od dawna nie tknął żadnej wędliny, pewnego dnia poprosił o kawałek szynki. Podałam mu plasterek, a kiedy zjadł, dałam mu następny, który również zaakceptował. Nie wierząc własnemu szczęściu, ukroiłam kolejny, ale tym razem już odmówił. Długo próbowałam go namówić na ten trzeci plasterek. Nie udało mi się to, i na wiele miesięcy szynka znów wypadła z jego menu.
Dopiero kiedy zajęłam się psychologią zachowań, zrozumiałam, dlaczego popełniłam wtedy błąd i jak powinnam była to rozegrać. Namawiając synka na kolejne porcje do momentu, aż miał dość, zniechęciłam go do podejmowania jakichkolwiek prób na przyszłość. Moje namowy, aby zjadł więcej, były dla niego jak kara za to, że odważył się spróbować czegoś nowego. A jak powinno to było wyglądać? Kiedy poprosił o pierwszy plasterek, wystarczyło mu go podać i pochwalić go za to, że zdecydował się spróbować. Nie proponować kolejnego plasterka, chyba, że sam by sobie zażyczył dokładki. Dzięki temu dziecku pozostałoby wrażenie sukcesu – odważyłem się, spróbowałem, smakowało mi. Nic strasznego się nie stało! A tymczasem wyszedł z tego doświadczenia z uczuciem przesytu i wspomnieniem mamy nagabującej go, żeby zjadł jeszcze więcej.
Tak samo może wyglądać kształtowanie u dziecka innych zachowań, do których się nie rwie. Weźmy przykład sprzątania: trzyletnia dziewczynka niechętnie sprząta po sobie zabawki. Trudno jest jej zrealizować czynność do końca. Zazwyczaj sprzątanie kończy się nieprzyjemnymi przepychankami dziewczynki z mamą – mała odmawia, a mama nalega na to, żeby wszystkie zabawki były sprzątnięte.
Jednym ze sposobów, aby zachęcić dziewczynkę do tego, by chętniej sprzątała zabawki, jest wyczucie momentu, kiedy jej entuzjazm jest jeszcze duży. Jeśli mama zejdzie nieco z oczekiwań i pochwali córkę za schowanie części zabawek, a następnie razem posprzątają resztę, da dziecku poczucie sukcesu i zwiększy jego motywację do współpracy. O wiele milej jest, kiedy ktoś zauważa Twoje starania, niż kiedy widzi tylko niedociągnięcia.
Podobnie można motywować dziecko do lepszego zachowania w środowisku szkolnym. Pewien pierwszoklasista z diagnozą zespołu Aspergera nie radził sobie w kontaktach z rówieśnikami w świetlicy. Był to dla niego szczególnie trudny czas podczas pobytu w szkole – brak struktury zajęć, zmieniające się panie, dużo nieznanych mu dzieci z różnych grup wiekowych. W tych godzinach chłopiec często wdawał się w konflikty z innymi dziećmi, czasem towarzyszyła im agresja. Panie ze świetlicy, mimo tego, że otrzymały zalecenia dotyczące pracy z trudnościami dziecka, codziennie podczas odbioru chłopca przez rodziców prezentowały im w jego obecności całą litanię jego przewinień z danego dnia, a nawet minionych dni i tygodni. Powodowało to kolejne wybuchy u ucznia, a jego zachowanie nie polepszało się mimo codziennej reprymendy. W końcu, po dokładnej analizie sytuacji, pracownice świetlicy postanowiły na bieżąco reagować na trudne zachowania podczas zajęć w świetlicy i nie wracać już do sprawy, kiedy rodzice odbierali chłopca. Żegnały go w pogodnym nastroju i starały się informować rodziców o sukcesach dziecka danego dnia. Zachowanie chłopca zaczęło się stopniowo poprawiać, a obecnie wychowawczynie ze świetlicy rzadko zgłaszają jakiekolwiek problemy z jego zachowaniem.
W ten właśnie sposób można pracować nad poprawą zachowań dziecka oraz zwiększać jego motywację dziecka do podejmowania nowych wyzwań – umożliwiając mu zakończenie nielubianej czynności, fragmentu dnia lub wręcz całego dnia „na sukcesie” i stopniowe obserwowanie, jak z dnia na dzień jego motywacja i chęć współpracy rośnie.
Wypróbuj to koniecznie w domu!
Jeśli masz ochotę o tym podyskutować, zostaw swój komentarz! Możesz również zadać mi pytanie w grupie Wychowanie przez wzmacnianie, społeczności rodziców pragnących poznać bliżej tą metodę wychowawczą.
To baaaaardzo ważne, co napisałaś. Chyba sobie na ścianie powieszę :) Trochę żartuję, ale bardzo mnie to przekonuje, szczególnie, że coś mi się wydaje, że często łamię tę zasadę w kontaktach z moimi małymi buntownikami i efekt jest, jaki jest – czyli zupełnie odwrotny do tego, który chciałabym (a myślę, że i oni chcieliby) osiągnąć. Dziękuję za ten tekst!
Bardzo dziękuję! Myślę, że to powszechny problem rodziców – jesteśmy po prostu niecierpliwi. Sama bardzo się pilnuję, żeby nie cisnąć, odpuszczać, i zauważać najmniejszy postęp u moich dzieci!