Rodzice, z którymi pracuję, często oznajmiają mi, że zanim pojawiło się w ich życiu dziecko myśleli, że wystarczy, że będą je kochać oraz podążać za głosem intuicji i zdrowego rozsądku, aby wszystko było w porządku.

Uśmiecham się, kiedy słyszę te słowa – kiedyś myślałam dokładnie tak samo.

Jednak rzeczywistość okazała się nieco bardziej skomplikowana.

Teraz, z perspektywy lat, a także wiedzy, którą zgromadziłam pragnąc zrozumieć trudne zachowania mojego pierwszego dziecka, a później – lepiej wspierać rodziców, którzy, tak jak ja, doświadczyli problemów wychowawczych, widzę, że zabrakło mi znajomości jednej podstawowej zasady. Jestem przekonana, że nasze kłopoty trwałyby krócej, gdybym na nią trafiła. Niestety nie znalazłam jej wertując internet oraz poradniki dla rodziców, a że wcale nie jest intuicyjna – sama na nią nie wpadłam…

Chcąc Ci oszczędzić moich poszukiwań, które trwały trzy długie lata (a moje dziecko zdążyło przez ten czas rozwinąć bardzo duży repertuar opozycyjnych zachowań), przedstawię Ci ją w tym wpisie. Zwłaszcza w dzisiejszej sytuacji proste i skuteczne rozwiązania są na wagę złota – a to właśnie jedno z nich.

Mowa tu o zasadzie pozytywnych przeciwieństw.

Zanim przejdę do jej omawiania pragnę przytoczyć tutaj przykład najbardziej typowego podejścia rodziców (a także dziadków, nauczycieli, opiekunów…) do trudnych zachowań dziecka.

Wyobraź sobie (a jeśli jesteś mamą lub tatą, nie powinno być to trudne), że dziecko nie chce założyć skarpetek, bije brata, drażni psa, czy wpada w szał kiedy poprosić je o wyłączenie tabletu. Jaka będzie najczęstsza reakcja rodzica? Oczywiście odniesienie się bezpośrednio do tego trudnego zachowania, na wiele sposobów. Weźmy jako przykład odmowę założenia skarpetek (lub innych części garderoby) – wierz lub nie, ale to jeden z typowych bolączek rodziców zbuntowanych dzieciaków. Oto różne warianty typowych reakcji rodzica na tę sytuację:

  • Pytania: „Dlaczego nie chcesz założyć skarpetek? Przecież wczoraj je sobie wybrałaś!”
  • Tłumaczenie: „Kochanie, musisz założyć skarpetki, bo o tej porze roku zmarzły by ci nóżki na bosaka!”
  • Grożenie: „Jeśli zaraz nie założysz skarpetek, masz wieczorem szlaban na bajkę!”
  • Zawstydzenie: „Taka duża dziewczynka, a nie umie założyć skarpetek?”
  • Okrzyczenie: „Zakładaj skarpetki i to już! Nie mam czasu się z tobą cackać!”
  • Powierzenie wychowania środowisku, czyli liczenie na to, że „naturalne konsekwencje” – zmarznięte nogi – nauczą dziecko ubierać skarpety w przyszłości.

To tylko kilka przykładów prób przekonania dziecka do zrobienia czegoś, na co nie ma ochoty. Czasem to poskutkuje. Jeśli Twoje dziecko nie chce założyć skarpetek z konkretnej przyczyny, to zadanie mu pytania i uwzględnienie jego zdania rozwiąże problem. Czasem wystarczy też dać dziecku wybór, a sprawa jest załatwiona. W zasadzie to oznacza, że problemu nie było. Ale zazwyczaj wcale nie chodzi o dopasowanie skarpetek do spodni czy legginsów… i wtedy opcja zamiany na inny kolor czy wzór niczego nie zmienia.

Mniej demokratyczne metody, czyli grożenie, zawstydzanie, krzyczenie, albo po prostu kara, mogą sprawić, że dziecko ze strachu lub wstydu wykona polecenie, ale to wątpliwy sukces wychowawczy – dziecko będzie Cię słuchać wyłącznie, kiedy będzie nad nim wisieć widmo negatywnej konsekwencji, a kiedy nie będziesz nad nim czuwać niczym policjant, od razu wróci do starych nawyków. Oczywiście nie muszę dodawać tutaj, jak destrukcyjne dla samooceny dziecka oraz relacji z rodzicami są próby wymuszania posłuszeństwa poprzez strach czy wstyd – dlatego odłóżmy takie metody na bok. Mają one jeszcze jeden bardzo poważny skutek uboczny, o którym opowiadam w moim bezpłatnym audiobooku „Kiedy tłumaczenie nie działa”.

Poszukując sposobu na moje zbuntowane dziecko nieraz natrafiałam na poradę o pozwoleniu na to, aby dziecko doświadczyło naturalnych konsekwencji swojego wyboru – i nauczone doświadczeniem w przyszłości podejmowało bardziej racjonalne decyzje. Nazywam to teraz „oddaniem wychowania w ręce środowiska”. Uczenie się na konsekwencjach to jeden z podstawowych mechanizmów nabywania wiedzy i doświadczeń. Ale tylko wtedy, kiedy dziecko jest w stanie zrozumieć długofalowe konsekwencje swoich wyborów oraz dostrzec łańcuch przyczynowo-skutkowy. Jeśli konsekwencje są oddalone w czasie, a dziecko jest małe – możemy srodze zawieść się na tej metodzie. Znam mnóstwo dzieci, które będąc w fazie buntu będą biegać na boso ze stopami jak lód, odmrażać sobie ręce, marznąć bez nowej kurtki, itp., itd., kompletne niezrażone dotkliwym zimnem.

Nie polecam czekania, aż naturalne konsekwencje wykonają swoją robotę przy takich trudnościach, jak na przykład odmowa mycia zębów, zakładania ciepłych ubrań zimą, trzymania mamę za rękę przed ruchliwą ulicą, odmowa przyjmowania lekarstw, niechęć do jazdy w foteliku, drażnienie psa….Czy naprawdę chcemy dawać dziecku nauczkę poprzez to, że nabawi się zaawansowanej próchnicy, zapalenia oskrzeli, trafi do szpitala z nieleczoną infekcją, ulegnie wypadkowi albo ugryzie je pies?

Pozwólmy naszym pociechom uczyć się na naturalnych konsekwencjach w sytuacjach, od których nie zależy ich życie i zdrowie, i które potrafią powiązać bezpośrednio z własnym zachowaniem. Niestety tych sytuacji nie jest aż tak wiele, aby mogły stać się głównym sposobem na uczenie dzieci pożądanych zachowań.

Co zatem nam zostaje, jeśli tłumaczenie nie działa, kary są nieskuteczne i niepedagogiczne, a naturalne konsekwencje nie wchodzą w grę?

Zmiana perspektywy!

Jak wykazali naukowcy badający zależności między konsekwencjami a zachowaniem, to, co najsilniej utrwala nowe nawyki i wpływa na uczenie się, to natychmiastowe, pewne i POZYTYWNE konsekwencje  – czyli przeciwieństwo tego, co podpowiada nam tradycja, intuicja, a nawet niektóre alternatywne trendy w rodzicielstwie.

W tym momencie często słyszę pytania: ale jaką pozytywną konsekwencję mam zastosować wobec ucznia, który dokucza kolegom? Mam go za to pochwalić?

I tu właśnie wkracza zasada pozytywnych przeciwieństw.

Jeżeli chcesz dziecko oduczyć jakiegoś zachowania, skupianie się na sytuacjach, kiedy to zachowanie występuje, nie rozwiąże problemu, albo rozwiąże go połowicznie. To, od czego należy zacząć, to określenie, jakie zachowanie chcesz widzieć w miejsce trudnego albo deficytowego zachowania.

Jak bardzo jest to kłopotliwe, przekonuję się często podczas konsultacji z rodzicami – zazwyczaj na pierwszym spotkaniu proszę ich, aby opisali, jak chcieliby, aby wyglądał dzień z ich życia zakładając, że udało im się przeprowadzić zmianę, o której marzą. Zazwyczaj w odpowiedzi słyszę „mój syn nie marudzi od samego rana”, „córka mnie nie szarpie za rękaw jak tylko zaczynam rozmowę przez telefon”, „dzieci nie biją się o każdą zabawkę”. Proszę wtedy o opisanie, co zobaczyłaby ekipa filmowa, gdyby przyjechała do ich domu udokumentować metamorfozę, jaka zaszła. Co nakręciłaby kamera? Spróbujmy przekształcić powyższe trzy odpowiedzi w pozytywne przeciwieństwa.

„Mój syn wstaje rano i uśmiecha się do nas”. „Córka zajmuje się swoją zabawą, kiedy rozmawiam przez telefon”, „Dzieci zgodnie się bawią”.

W jaki sposób ta perspektywa może pomóc w codziennym rodzicielstwie? Kiedy określisz pozytywne przeciwieństwo zachowania, którego chcesz oduczyć swoje dziecko, jest Ci łatwiej zrozumieć, czego brakuje mu w tej chwili, aby w miejsce trudności pojawiły się zachowania pożądane.

Być może zauważysz, że Twoje dziecko nie wie tak naprawdę, czego od niego oczekujesz. Wykorzystanie pozytywnych przeciwieństw przyda się więc w formułowaniu domowych zasad, Twoich oczekiwań i poleceń.

Widzisz różnicę między „nie skacz tak!” a „usiądź spokojnie”?

W tym drugim zdaniu zawarta jest konkretna sytuacja o tym, co dziecko powinno zrobić. Pierwsze – jest niejednoznaczne i nie niesie w sobie żadnej podpowiedzi na temat oczekiwanej zmiany zachowania.

Określenie pozytywnych przeciwieństw może również uzmysłowić Ci, że Twoje dziecko po prostu nie potrafi czegoś jeszcze zrobić – i zamiast marnować energię na „zwalczanie” nieodpowiednich zachowań, skupisz się na pracy nad jego deficytami poprzez modelowanie (czyli dawanie przykładu), odpowiednie podpowiedzi (nie tylko słowne,  ale np. w formie planów, rozpisek) i ich powolne wycofywanie.

I wreszcie, zdefiniowanie pozytywnych przeciwieństw to pierwszy krok do świadomego wykorzystania tego, co najsilniej sprzyja nauce nowych umiejętności i dobrych nawyków – pewnych, natychmiastowych i korzystnych konsekwencji, czyli wzmocnień pozytywnych.

Kiedy określisz już, jakich zachowań chcesz widzieć u swojego dziecka więcej, będzie Ci łatwiej je wzmacniać – wystarczy, że świadomie pokierujesz swoją uwagę na te właśnie zachowania albo najmniejsze kroczki, które dziecko do nich zbliżają.

Dostrzeganie pozytywnych zachowań dziecka bardzo ociepla relację i sprawia, że uczymy się doceniać u naszych pociech najdrobniejsze sukcesy, co z kolei sprzyja ich wysokiej samoocenie. Skupiając się na pozytywnych przeciwieństwach stajesz się rodzicem-ogrodnikiem, który zapewnia dziecku optymalne warunki rozwoju, tworząc dla niego wspierające środowisko pełne odżywczej uwagi i akceptacji.

Jeśli chcesz poznać dwie konkretne metody wzmacniania pozytywnego oraz więcej strategii wychowawczych opartych na psychologii pozytywnej i naukach o ludzkim zachowaniu, pobierz bezpłatnie audiobook „Kiedy tłumaczenie nie działa. Jak wspierać współpracę dziecka bez grożenia i kar”.

Subscribe
Powiadom o 
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
sabina
sabina
28/06/2021 20:08

Witam, Probowalam przelozyc ta metode w zycie na 2 dzieciach 2 i 3 lata chlopcy chca jesc tylko z bajkami? Prosze o porade poniewaz juz nic mi do glowy nie przychodzi jak uzyc pozytywne przeciwniestwo w tym temacie, Dziekuje !